Popularne posty

poniedziałek, 20 stycznia 2014

"Mistrz Twardowski" w urywku.



Urywek z książki Józefa Ignacego KRASZEWSKIEGO"Mistrz Twardowski. Powieść z podań gminnych":


ROZDZIAŁ XII Jako Twardowski wywoływał ducha królowej Barbary

Gdy uszło trzy dni, do namysłu przez mistrza zostawione, zno­wu w porze wieczornej zadźwięczał skobel żelazny u drzwi i po­woli wsunął się ten sam dworzanin królewski (był to M h*,
poufały Augusta ulubieniec). Twardowski czekał na niego, powstał, nim jeszcze drzwi otworzył i wyszedł kilka kroków naprzeciw przybywającego.
Jakąż mam zanieść odpowiedź Jego Królewskiej Mości? — po zwykłych przywitaniach spytał dworzanin,
Rzecz jest do uczynienia podobna — odpowiedział po chwili mistrz — ale są warunki z mojej strony, bez których nikt i nic do dopełnienia żądania królewskiego mnie nie zmusi.
Bodajby były najcięższe, wiem, że Król Jego Mość zgodzi się pewnie na nie, jeśli są tylko umiarkowane i bez ujmy god­ności pańskiej. — Król tak bardzo kochał żonę i tak mocno prag­nie choćby cień jej widzieć raz jeszcze!
Pierwszy mój warunek — rzekł Twardowski — aby Jego Królewska Mość, gdy cień nieboszczki królowej przywołany zosta­nie, nie przemówił do niego ani słowa, ani się pożądał zbliżyć, ani poruszył, ani krzyknął. Po wtóre, aby nikt obrzędowi wywo­łania ducha nie był przytomny, prócz nas trzech, króla, mnie
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*M_h — Mniszech Jerzy albo brat tegoż, Mikołaj Mniszech; autor nie
wymienił w powieści imienia Mniszcha, a ponieważ obaj oni byli poufałymi ulubieńcami króla, nie można rozstrzygnąć stanowczo, którego z nich Kra­szewski miał na myśl}. Jerzy Mniszech (zm. w r. 1613)  był krajczym koron­nym, za Zygmunta III został wojewodą sandomierskim. Był ojcem Maryny, żony Dymitra Samozwańca. Mikołaj Mniszech, starosta lwowski itd., zmarł w r. 1597.



i waszmości. Po trzecie, aby mi żadnej nie ofiarowano nagrody, a natomiast Król Jego Mość na prośbę moją, ułaskawi tylko pierw­szego zbrodniarza, którego w mieście na gardle karać będą.
Mogę zaręczyć — odpowiedział dworzanin z podziwieniem wysłuchawszy końca — iż Król Jego Mość przyjmuje podane wa­runki. Lecz co się tyczy nagrody, waszmość unosisz się niepotrzeb­nie; mógłbyś przy tej okoliczności wielce skorzystać. Rozmyśl się, mistrzu, nie chceszże nic więcej?
Nic więcej — odpowiedział Twardowski z lekkim szyderskim uśmiechem.
Oba zamilkli. Dworzanin z podziwienia, Twardowski zwycięsko się nasycając okazaną tak wielką bezinteresownością. Nareszcie przybyły zakręcił się i wyszedł śpiesząc z wiadomością do zam­ku. Nie upłynęło dwie godziny, gdy nazad powrócił znowu do mi­strza z żądaniem, aby natychmiast udał się za nim, i uwiadomie­niem, że król na wszystko się zgadza. Twardowski już był gotów, przewidział on, że niecierpliwy August nie odłoży nawet do przy­szłej nocy. Wezwany pozbierał wszystko, czego potrzebował do obrzędu wywołania ducha, wziął laskę, zwitek pargaminu, księgę, pudełko jakieś pod pachę i uwinąwszy się szeroką opończą rozka­zał Maćkowi pozostać, a sam wyszedł z dworzaninem.
Noc już była i ciemność na ulicach miasta, noc jesienna czarna, bo chmury wisiały między niebem i ziemią, a wiatr, który je po­ganiał leniwo, szumiał tylko w górze nie dając się czuć po ulicach, osłonionych wysokimi kamienicami. Pusto było wszędzie, psy tylko pod wrotami gospód wyły, a niekiedy z golarni, z winiarni, z szynkowni mimo zakazu ukazywały się błyszczące przez okien­nice światełka gasnące, dochodziły przytłumione pijanych głosy. Czasem na wąskiej gdzie uliczce zabrzęczała po ziemi wlokąc sza­bla, psy obudzone naszczekiwały, ginęły ich głosy w oddaleniu i znów tylko wiatr szumiał. Przed idącymi mało co widać było drogi, wskazywały ją tylko z obu stron ulicy bielejące na tle czarnym nocy wysokie kamienice o spiczastych czołach. Trzeba było zaiste dobrze znać Kraków, aby nie zbłądzić. Lecz mistrzowi i dworzaninowi wszystko wskazywało drogę, umieli rozeznać ją po kształcie domostw niewyraźnie się rysującym przed nimi, po murach kościołów i dzwonnic, po załomach i zakrętach.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------



W milczeniu szli oni ku zamkowi. Dworzanin miał z sobą klucz od furty pobocznej, którą się wchodziło na odosobniony podwórzec, z podwórca na galerie wsparte na wysmukłych gotyckich słupach, a nimi do królewskich komnat przez korytarze trafić było można. Gdy tam weszli, nikogo nie było w dziedzińcu, nie ukazało im się nawet żadne światło i w jednym tylko oknie zamku migała lampa przez czerwoną zasłonę. Po wschodach dostali się na galerię, a z niej weszli w korytarz, którym dworzanin do wiel­kiej białej izby mistrza wprowadził torując mu drogę. Komnata, do której weszli, nie odznaczała się ozdobami, była czysta, lecz skromna, dokoła otaczały ją dębowe ławy do muru przyparte, na środku stał wielki stół dębowy na krzyżowych nogach, w kącie piec niemały także. Okna z błon szklanych w ołów oprawnych brzęczały zatrzęsłszy się, gdy drzwi otwarli. Strop przerżnięty był belkami grubymi, misternie wyrabianymi. Na podłodze kamiennej i chłodnej spali pokotem komornicy* i jurgieltnicy* królewscy, obwinięci w opończe, ubrani; niektórzy rozciągnieni na skórach, inni na garści podrzuconej słomy. Przy każdym widać było szablę w gotowości i rozpuszczony pas.
Na stole paliły się dwie świece żółte, kręcone, w ogromnych mosiężnych lichtarzach, nad misami wody. U drzwi oparty o ścia­nę czatował snem znużony komornik królewski uzbrojony zupeł­nie. Gdy się podwoje skrzypiąc otwarły, kilka głów podniosło się z pościeli i kilka głosów razem spytało.
Kto tam? Kto idzie?
Tsyt! — odpowiedział wchodzący dworzanin — swój.
Poznano go zaraz po głosie, chcieli coś gadać dworzanie, ale on
położył palec na ustach i Wskazał wchodzącego Twardowskiego. Niektórzy ciekawsi oparłszy się na łokciach zaczęli mu się przy­patrywać z tą miną szyderską, właściwą dworakom królów i wiel­kich panów, pytali się jeden drugiego, ale nikt z nich mistrza nie znał. Szeptali tylko gubiąc się w domysłach, a po chwili zamilkli. Tymczasem dworzanin, który Twardowskiego wprowadził, dał mu
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Komornicy — tu: pokojowcy.
J u r g i e 11 n i c y - (z niem .) najemnicy.



znak, iż pójdzie do króla, wskazując ławę i prosząc go, aby tymczasem spoczął.
Potem podniósł zasłonę u drzwi przeciwnych głównemu wejściu zapuszczoną, i cicho na palcach skradając się zniknął. Słychać było za nim szelest, gwar daleki, potem znowu zaczęły się zbliżać kroki ku drzwiom i dworzanin podniósłszy zasłonę dał znak Twardowskiemu, alby wszedł za nim. Nim zaś go wprowadził we­wnątrz komnat, po cichu wydał rozkazy komornikom spoczywają­cym na podłodze, którzy wnet na nogi wstawać poczęli. Potem wpuściwszy Twardowskiego rzucił zasłonę na drzwi i wprowadził go przez dwie izby ciemne zupełnie do trzeciej, w której ukazy­wało się światło.
Była to niewielka komnata sklepiona, o jednym oknie. Podłogę jej okrywał kobierzec perski, w głębi stało łóżko za zasłoną karma­zynową, stoliki marmurem pokryte po kątach, a na nich księgi, w biały pargamin oprawne, i rozrzucone papierów zwoje. U łoża na podstawku okrytym suknem stały srebrne naczynia z wodą i winem, miednica i nalewka* złociste, u ściany była ława pokry­ta kobiercem, a wśród komnaty dwa z wysokimi poręczami krze­sła, karmazynowym aksamitem i złotą frędzlą obite. W kącie paliła się lampa bladym płomieniem. Niedaleko łóżka stał mężczyzna czarno ubrany*, średniego wzrostu i wieku, niezbyt; otyły, blady, z oczyma, które okrywały nabrzmiałe powieki, brodę miał długą dzielącą się na dwoje, wąs i włosy podstrzyżone nieco. Ten, gdy jeszcze mistrz był na progu, z pośpiechem się odezwał: ,
Nie przybliżaj się do mnie, waszmość! z daleka, z daleka!
Twardowski został niedaleko drzwi, gdzie go te słowa znalazły, jakimś niepojętym uczuciem wstrzymany i onieśmielony. Dworza­nin, który go wprowadził, zatrzymał się przy nim także.
Po chwilce, w czasie której zamieniono z obu stron nieśmiałe wejrzenie, król, on to był bowiem, ozwał się niepewnym i pomie­szanym głosem:
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Nalewka — czerpak na wodę.
*Od czasu śmierci żony, królowej Barbary, król Zygmunt August do końca życia chodził w czarnej odzieży.



Waszmość podjąłeś się ukazać mi ducha nieboszczki najdroż­szej żony mojej, Królowej Jej Mości Barbary.
— Tak, Najjaśniejszy i Miłościwy Panie — odpowiedział Twardowski nabierając odwagi — obowiązałem się do tego, jed­nakże z warunkami pewnymi.
No — jakież są tam warunki waszmości? — rzekł widocznie zniecierpliwiony August.
Naprzód, aby Wasza Królewska Mość słowa nie przemówił ani się rzucił, ani śmiał dotknąć ducha, ani się nawet ku niemu posunął.
Jak to? ani słowa? ani znaku czucia? — odpowiedział Au­gust. — To wiele! lecz zaiste, kiedy tego potrzeba...
To dla własnego bezpieczeństwa osoby Waszej Królewskiej Mości. Nagrody nie żądam żadnej, tylko ułaskawienia dla pierw­szego zbrodniarza, którego na gardle dnia następnego karać będą mieli.
Słyszałem o tym warunku — rzekł król. — A na cóż to waszmości jego głowa?
Ja nie wiem nawet, kto on jest — odpowiedział mistrz,
Król pomyślał chwilę, a potem dodał:
Proszę waszmości nie używać zaklęć złych i przez kościół za­kazanych, a potępiających duszę, ale raczej z białej magii*, spo­soby godziwymi i modlitwą ducha Królowej Jej Mości wywołać.
Mistrz nic na to nie rzekł i tylko głową potrząsł.
Trzeba nam do tego większej izby — rzeki po chwili.
Na znak królewski dworzanin poskoczył na lewo i drzwi ukryte zasłoną rozwarł, wszedł przez nie naprzód Twardowski, po nim lampę wziąwszy dworzanin, a za nimi król i zasłona zapadła. Przez dwoje mniejszych izb dostali się do wielkiej komnaty, a ra­czej sali. Była ona całkiem czarnym suknem wybita, miała troje okien w jednej ścianie i dwoje drzwi na przestrzał, zawieszonych suknem jak inne. Na środku był stół suknem do dołu okryty,
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Biała magia — magia (z grec.) według wierzeń w starożytności i wiekach średnich sztuka sprowadzania nadzwyczajnych skutków przy pomocy sił tajemnych, przede wszystkim duchów; w wiekach średnich rozróżniano magię białą, która miała posługiwać się dobrymi duchami, i magię czarną, która miała opierać się na związkach z duchami złymi.



krucyfiks na ścianie, ławy dokoła, komin także szeroki i wielki, w którym się jeszcze świeciły resztki dogorywającego żaru. Po cichu Weszli tutaj, a król usiadł w krześle opodal, blady i mil­czący. Twardowski nic nie mówiąc rozłożył na stole czarnoksięskie przybory, obejrzał się wkoło i kazał dworzaninowi krucyfiks wi­szący na ścianie zasłonić. Król nic nie rzekł na to, jakby nie wi­dział lub nie uważał. Stanął wreszcie mistrz w przeciwnym końcu sali od króla i już mając rozpocząć zaklęcia rzekł do Augusta:
Proszę Waszej Królewskiej Mości o szczyptę włosów nie­boszczki Królowej Jej Mości.
August szukał pośpiesznie na. piersiach drżącymi, rękoma i wy­jąwszy książeczkę czarną, zapiętą klamrą złotą, dał z niej trochę włosów dworzaninowi, który je Twardowskiemu zaniósł.
Racz, Wasza Królewska Mość, pamiętać, abyś się nie poru­szył ani zagadał,, ani odzywał, gdy się duch okaże, bo inaczej i Waszej Królewskiej Mości, i mnie się co złego wydarzyć może,
Na to król głową skinął nie mogąc słowa przemówić, znać było po nim, że drżał mocno, a usiłował pokryć pomięszanie swoje; oczy jego bardziej się jeszcze powiekami osłoniły, ciężki oddech dobywał się z piersi, twarz zbladła i żyły nabrzmiały na skroniach, ręce konwulsyjnie ściśnięte ścięły się jedna w drugiej.
Jeszcze tylko chwila i mistrz już począł wywoływać ducha paląc włosy królowej u lampy. Wszczął się od nich dym ciężki po komnacie i jakby mgła na nią padła. Potem zajaśniał żywiej pło­mień lampy, drzwi przeciwne tym, którymi weszli, otwarły się z trzaskiem i wsunęła się postać jakby nie tykając ziemi. Była to piękna kobieta, niewielkiego wzrostu, lecz kształtnej kibici, smut­nej twarzy, niebieskich oczu, jasnych włosów, w białą tylko osło­niona szatę, spod której przeglądał strój bogaty. — Oczy jej zwró­cone były w stronę, w której znajdował się August. Szła powol­nym krokiem i co chwila zatrzymywała się, to znów sunęła cicho i nieznacznie jak skazówka po zegarze.
August, gdy się drzwi otwarły, zamknął był oczy z przestrachu, lecz wkrótce je otworzył i oniemiał ujrzawszy Barbarę, wlepił w nią wzrok boleści i rozpaczy, a westchnienie ciężkie, ogromne spadło z jego piersi. Cień szedł dalej powolnie, powolnie, ciągle patrząc na Augusta tym wzrokiem, którego sile król nigdy oprzeć
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------



się nie mógł za życia, a z wyrazem smutku, z wyrazem uczucia nieopisanego. Zapomniał o wszystkim August, gdy się ich oczy spotkały, i nie myśląc nawet o niebezpieczeństwie poskoczył z krzesła wołając boleśnie.
To ty — to ty! Barbaro!
Lecz w tejże chwili, gdy król się rzucił ku cieniowi żony, za­drżała postać wywołanej i okropnie się w jednej chwili zmieniła. Zamiast owej Barbary wileńskiego zamku, młodej, świeżej, ukazał się na wpół wyschły trup, którego ciało pod zbutwiałą suknią padało w kawałki, przykry grobowy zaduch i zgnilizna dała się czuć po sali. Król cofnął się, krzyknął przeraźliwie i upadł na krzesło, a lampa zagasła.
Dworzanin łamiąc ręce i klnąc czarnoksiężnika wybiegł do komorników królewskich po światło; zbiegli się oni natychmiast, podniesiono bladego i jakby nieżywego króla i zaniesiono na łoże. Wnet wezwany Schneeberger*, lekarz, pośpieszał z ratunkiem. Twardowskiego zaś próżno szukano po zamku, zniknął nie wiedzieć jak.
Nazajutrz dziwne wieści chodziły o wypadku zeszłej nocy, mówiono, że Twardowski wywołał cienia zmarłej królowej i o mało tym króla' nie zabił. August zaś ułaskawił skazanego na danie gardła zbójcę, którego już pod szubienicę i piłata ratuszowego wiedziono.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Schneeberger — Schneeberger Antoni (Ur. w r. 1530 w Zurychu, zmarł w Krakowie w r, 1581), lekarz, autor szeregu prac medycznych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz