Popularne posty

czwartek, 10 września 2015

Choruję na "Hiszpankę"


                                                         Wspomniana książka (okładka).

                                                         Trafiła do mnie książeczka (niewielka objętość) o Ignacym Janie PADEREWSKIM, wielce uznanym muzyku, a w Poznaniu (moim mieście) bardzo cenionym za patriotyzm. Jak każdy pamiętnik ta książeczka mile mnie zaskoczyła, po prostu, mając to do siebie, że pisana z pierwszej ręki... "Pamiętniki" PADEREWSKIEGO troszkę nie pasują do tego bloga, choć spróbuję sytuację ratować i zamieszczę tutaj, poniżej jedno piękne zdanie na temat Polski i Litwy, które wygłosił sam muzyk. Mile zaskoczył mnie w tych wspomnieniach stosunek autora do grodu Przemysła. Nic nie ujmując, doktor Honoris Causa z dziedziny filozofii na Uniwersytecie Poznańskim, jest ceniony tutaj po dziś dzień. Chcę powiedzieć, że zawsze towarzyszyła mi pewna aura "powstańcza", kiedy schodziłem, przy hotelu "Bazar" w dół , ulicą PADEREWSKIEGO na Stary Rynek... Chciałem po prawdzie dowiedzieć się czegoś więcej o tamtych wojennych czasach i dlatego sięgnąłem po książkę. W pełni zasłużył sobie polski muzyk na dobre  o  Nim zdanie i "Pamiętniki", skromna wypowiedź wielkiego człowieka trafnie do tego się odnoszą.
Sam Adam MICKIEWICZ (nie zapominając o jego starszym bracie - Franciszku) wiele zawdzięczał Wielkopolsce..., dlaczego zatem nie wspomnieć na blogu o Poznaniu, jak pisze PADEREWSKI - starym mieście polskim.
Zatrzymajmy się na chwilę przy ostatniej superprodukcji filmowej Łukasz BARCZYKA z 2014 roku p.t. "Hiszpanka". Od razu powiem, że film mi się podobał i chyba odbiegam tym stwierdzeniem od większości, która go obejrzała. Choć miewa zakręty mniej pożądane dla historycznych wydarzeń o których opowiada. Tutaj, każdy chyba wskaże na zakręty fantastyczne, żeby nie powiedzieć okultystyczne, magiczne itd. itp. Jednak jest w tym filmie wiele wątków w pełnym znaczeniu historycznym , związanych z dziejami Poznania. Mnie najbardziej przypadły komputerowe próby odwzorowania Poznania z pocz. XX wieku (Katedra na Ostrowie Tumskim), akcja ELEPHANT ( która być może odnosi się do sławetnej słonicy KINGI, bo chodzi przecież o słonia indyjskiego - mały poślizg czasowy), PADEREWSKIEGO przybycie do Gdańska, które rzeczywiście maiło miejsce na pokładzie brytyjskiego krążownika "Concord" (jak sam autor mówi wzruszyło Go to "zjednoczenie serc"), zdobywanie lotniska na Ławicy czy przemówienie głównego bohatera z podkreśleniem, że poznański tłum zebrał się nie dla Niego, lecz dla pewnej, niepodległej idei (o tym właśnie wspomina PADEREWSKI w "Pamiętnikach") i wielu wielu innych wrażeń, które dostarcza poprzez grę skojarzeń ten film Poznaniakowi.
Wróæmy na chwilê do Litwy, w jednym z przemówieñ poœwiêconych Polsce a skierowanym do braci amerykañskiej PADEREWSKI tak mówi: “W roku 1413 Polska zawarła unię polityczną z Litwą. Ten akt wolnego związku ogłaszającego po raz pierwszy w dzie­ jach braterstwo narodów, ten akt związku, potwierdzony dokumentem o wzniosłym, prawie ewangelicznym pięknie, ten akt wolnego związku dwóch różnych ras, który przetrwał nienaruszony aż do samego końca naszej nie­ podległości, jest jednym z najwspanialszych dokonań nie tylko Polski, ale całej ludzkości.”
Z książki przebija postać wybitnego muzyka, człowieka o światłej kulturze, uroku osobistym a jednocześnie skromnego patrioty – oddanego całym życiem sprawie polskiego narodu. Charakterystyczny jest tutaj polityczny temperament bohatera a i we wszystkim do czego zmyślnie podchodzi obserwujemy  nie chęć pogoni po trupach, a rzeczywiste , wręcz “taktyczne” rozwiązania. Sposób w jaki podchodzi  do rozwiązywania problemów jest jak sam wspomina rodzajem  muzycznej oracji, co pomagało mu w trudnych czasach szerzyć idee narodu dążącego z całych sił do odzyskania niepodległości.
Najlepiej uzmysławia nam to właśnie urywek książki poświęcony przyjazdowi w grudniu 1918 r. PADEREWSKIEGO do Poznania. Człowiek, który stał się  wyrazem idei Polaków przyczynia się  do wybuchu zwycięskiego Powstania. Nie mogę się oprzeć obrazowi Poznania tamtych dni, dlatego przytoczę ten urywek w obszernej całości:
„Następnego dnia wyjechaliśmy do Poznania. Mieliśmy przed so­bą jeszcze około dwóch godzin jazdy, gdy pociąg został zatrzyma­ny i do przedziału wszedł oficer policji niemieckiej. Oświadczył mi:
-Nie może pan jechać do Poznania. Nasz rząd protestuje przeciw temu.
Nic mi o tym nie wiadomo — odpowiedziałem — by coś sta­ ło na przeszkodzie mojej podróży do Poznania. Jadę z misją od rządu brytyjskiego i moim celem jest dotarcie do Polski. A Poznań to Polska. Miasto to było jedną z naszych dawnych stolic i rozpo­ czynam wizytę w Polsce właśnie od Poznania.
Ale my nie pozwalamy panu tam jechać.
Była to okropna chwila. Wtedy wszedł pułkownik Wade i powie­ dział:
Moim zadaniem jest towarzyszyć panu Paderewskiemu w podróży do Polski i dojedzie on w moim towarzystwie, wraz z całą misją brytyjską. Oto moje dokumenty.
Czy nie byłoby lepiej, gdyby pan bezpośrednio pojechał do Warszawy? — zapytał mnie oficer policji. — W każdym razie pro­ szę pana wziąć pod uwagę, że ja protestuję przeciw pańskiej wizy­ cie w Polsce.
Odpowiedziałem mu, że przyjmuję to oświadczenie, ale nie przyj­ mę żadnych rozkazów:
Pan nie może wydawać żadnych poleceń.
Pojechaliśmy więc do Poznania. Na ulice wyległa cala ludność, jakieś sto pięćdziesiąt tysięcy ludzi. Zapadł już wieczór i mnóstwo ludzi trzymało w rękach pochodnie. Naprawdę nieczęsto można uj­ rzeć takie powitanie. Wszyscy mnie pozdrawiali. Nie chodziło tu oczywiście o moją osobę, ale okoliczności uczyniły mnie przez chwilę symbolem idei. To wielki zaszczyt, gdy człowiek staje się symbolem idei.
Powitanie nastąpiło na dworcu, wygłoszono przemówienia. Po­ tem w hotelu „Bazar” zebrało się całe ziemiaństwo, kupcy, robot­ nicy i chłopi, mężczyźni i kobiety. Musiałem przemawiać, nie wiem, ile razy. Prawie każda delegacja, która przybywała, domaga­ ła się mojej odpowiedzi.
Musiałem wreszcie wyjść na balkon — a był to wieczór 25 grud­ nia, deszcz przestał padać i zrobiło się nagle przejmująco zimno — i przemówić do tłumu, który wypełniał już nie tylko olbrzymi plac przed „Bazarem”, ale i przyległe ulice.
Nie wyleczyłem się jeszcze z zaziębienia i straciłem zupełnie głos. Całkowicie zaniemówiłem, a czekał mnie jeszcze bankiet w Ratu­ szu. Przemawiano na nim i ja także musiałem mówić. Nie wiem do dziś, jak mi to się udało.
W dniu 26 grudnia znów przemówienie. Tłum był olbrzymi. Mo­ wę wygłosiłem z hotelowego balkonu podczas bardzo zimnego wie­ czoru. Straciłem więc głos6. Wezwałem lekarza, a ten - obecny zresztą wśród gości, jeden z najlepszych w całym mieście — naka­ zał położyć się natychmiast do łóżka i pozostać w nim kilka dni.
Nazajutrz, 27 grudnia, leżałem w łóżku, gdy otrzymałem wiado­ mość, że przybyły delegacje uczniów szkół prowincjonalnych, to jest z tej części Polski, która była pod pruskim panowaniem, i pragną się ze mną spotkać. Lekarz był na miejscu i oczywiście za­ kazał mi tego kategorycznie, mówiąc, że byłoby to dla mnie bardzo niebezpieczne, miałem bowiem gorączkę.
Nie mogłem mówić. Żona moja zdecydowała się wyjść na balkon i odpowiedzieć na wszystkie przemówienia defilujących przed hote­ lem delegacji. W pochodzie maszerowało około dwudziestu tysięcy dzieci.
Tak, z pewnością wywierało to wrażenie, ale ja nie mogłem tego oglądać. Gdy już pochód miał się ku końcowi i wyszła ostatnia de­ legacja dzieci, nagle usłyszałem bardzo głośne krzyki na ulicy. Nie były to dziecięce głosy, to krzyczeli Niemcy. Zaraz potem zaczęto strzelać w kierunku hotelu! Żona moja, bardzo tym wstrząśnięta, wbiegła do pokoju ze słowami:
Nie wstawaj! Strzelają do hotelu, wprost tutaj!
Zajmowaliśmy trzy pokoje od frontu, a obok nas mieszkała mi­ sja brytyjska. Było jasne, że strzelający doskonale o tym wiedzieli. Większość pocisków trafiła bowiem do mojego pokoju i do pokoju pułkownika Wade.
Strzelanina trwała nadal i do pokoju wszedł także pan S[trakacz], mówiąc:
Teraz nie może pan wstać, jest bowiem zbyt niebezpiecznie.
Przerwały mu kule, które wpadły przez okno, wybijając szyby.
Strzały wciąż się powtarzały. Strakacz wyjaśnił mi:
To ochotnicy armii pruskiej, wielu to oficerowie. Stanowią duży oddział. Jak widać, zamierzają zabić pana i członków misji.
Dlaczego? Oficerowie? — zapytałem.
Ci oficerowie wtedy byli właściwie żołnierzami, jak wówczas w całym państwie niemieckim, czyli, jak mówi się teraz i mówiło się wtedy — w Rzeszy. Wie pani, za przykładem Rosji wybuchła [w Niemczech] rewolucja, która ustanowiła rady i żołnierze odmówili posłuszeństwa oficerom7. Dlatego oddział, który strzelał do mnie, składał się głównie z oficerów. Żołnierze bowiem odmówili, nie brali w tym udziału.
Ta ziemia była polska, wojna już się skończyła. Żołnierze wracali do domu. Polscy żołnierze odmówili podporządkowania się ofice­ rom niemieckim, którzy domagali się, by uczestniczyli oni przynaj­ mniej w niemieckich manifestacjach wrogości i nienawiści. Żołnie­ rze natychmiast utworzyli komitet i uzbroili się. Wpadli do arse­ nałów, we wszystkich koszarach wojskowych była przecież broń, zabrali ją i byli gotowi bronić „Bazaru”.
Sytuacja rozwijała się coraz bardziej interesująco. Z sąsiednich miast, gdzie mieszkała także ludność niemiecka, nadciągnęli nie­ mieccy żołnierze, gotowi przyłączyć się do swych oficerów.
Całą noc trwała strzelanina. Tymczasem polscy żołnierze zorganizowali się i okazało się, że nie tylko zdecydowanie przeważają i mogą się bronić, ale do nich należy zwycięstwo w tym starciu.
Wywierało to wrażenie, ponieważ... także domy naprzeciw hote­ lu — hotel stanowił jeden blok, po obu jego stronach biegły ulice, a przed hotelem znajdował się olbrzymi plac, Plac Wolności, jak go teraz nazywają — i owe domy przy obu ulicach były wciąż pod kontrolą władz niemieckich. Administracyjnie Poznań należał wciąż do Prus. Wciągnięto karabiny maszynowe na dachy tych budyn­ ków i ciągle ostrzeliwano hotel. Niemal trzy dni trwała regularna bitwa. Było już wielu zabitych, zwłaszcza po naszej stronie, bo żoł­ nierze polscy dopiero się organizowali, a tamci byli świetnie przy­ gotowani.
Czy oni wciąż strzelali w kierunku mego pokoju? Tak. Przyszła do mnie delegacja gości hotelowych. Hotel był przepełniony, wiele osób przybyło z odległych stron Poznańskiego, niektóre przejechały trzysta lub czterysta mil. Zdawali sobie sprawę z niebezpieczeń­ stwa. Zażądali ode mnie, bym opuścił pokój — leżałem wciąż w łóżku — i przeniósł się do wewnętrznych pomieszczeń, których okna wychodziły na dziedziniec.
Mieszkała tam arystokratyczna rodzina, która przeniosła się do jednego pokoju i oddała nam pozostałe dwa z dotychczas zajmo­wanych przez siebie pokojów. Właściwie zmusili nas, byśmy się do nich wprowadzili.
Walka trwała przez całą noc. Nazajutrz sytuacja Polaków bro­ niących hotelu wyglądała o wiele lepiej. Była na tyle pomyślna, że wojskowe władze niemieckie przystąpiły nawet do rokowań z pol­ skimi żołnierzami.
Istniała już zresztą powołana do tego celu instytucja, która pow­ stała po rozejmie [między Niemcami a aliantami], w Niemczech pa­ nowała bowiem wówczas anarchia. Potem sytuacja się zmieniła, ale wtedy, jak pani już wie, wszędzie były rady ludowe, a [Centralna] Rada Ludowa w Poznaniu składała się z ogólnie znanych i poważanych obywateli. Nie byli oni rewolucjonistami, wprost przeciwnie konserwatystami. Zostali jednak wybrani przez lud i żołnierzy na przywódców [Centralnej] Rady Ludowej Poznańskiego.
W wyniku prowadzonych przez nich rokowań wymiana ognia, rozpoczęta 27 grudnia, trwała do 29 grudnia, kiedy to nastąpił rozejm między walczącymi. Nie było jeszcze ani zbyt późno, ani też za wcześnie. Po obydwu stronach było wielu zabitych i rannych.
Tak, te tragiczne wydarzenia musiały wywołać przerażenie ludzi przebywających w hotelu. Trzeba jednak przyznać, że nikt nie wy­ glądał na ogarniętego paniką. Wszyscy natomiast zachowywali się ostrożnie, nie próbowano wychodzić z hotelu. Kiedy jeszcze walki trwały z nadzwyczajnym natężeniem, wszys­cy wykazywali niezwykłą odwagę i hart ducha, zwłaszcza pan Korfanty. Lekceważył niebezpieczeństwo, podczas najbardziej gwałtow­ nej wymiany strzałów chodził wszędzie bez broni. Spełniał swe obowiązki bohatersko, podobnie jak jego koledzy. Oczywiście, jako młodszy od innych poruszał się szybciej i był pełen inicjatywy. Odegrał też w tej sprawie rolę najbardziej istotną, choć równie ak­ tywny był sam prezes [Naczelnej] Rady [Ludowej], ksiądz Adam­ ski, wtedy kanonik, a obecnie biskup.
Zna pani tę pruską taktykę, taktykę zastraszania ludzi, zmierzającą do odebrania im odwagi i inicjatywy. Musieli oni jednak wte­ dy złożyć broń; całe uzbrojenie i zaopatrzenie wojenne znajdujące się w Poznaniu. Stali się oni [Polacy] panami sytuacji. Ale nie był to jeszcze koniec, trwały bowiem wciąż walki w kilku sąsiednich prowincjonalnych miastach.
Siły polskich oddziałów szybko rosły, ze wszystkich stron, z mia­ steczek i wsi, napływali żołnierze. Co kilka godzin przychodził telefonogram lub telegram ze słowami: „Miasto jest w naszych rę­ kach!”.
Podobnie działo się na terenach sięgających aż do dawnej grani­ cy zaboru rosyjskiego.
30 grudnia toczyły się jeszcze walki na dużą skalę w mniejszych miastach, jednakże 31 grudnia po południu otrzymaliśmy wiado­ mość, że ostatnie miasto leżące przed dawną granicą rosyjską, Os­trów, jest już w polskich rękach. Mogłem więc jechać do Warsza­ wy.
Tegoż dnia wstałem z łóżka. Odbyłem wiele narad z naszymi ludźmi, z [Naczelną] Radą Ludową i najwybitniejszymi obywatela­ mi Poznania. Potem, w zupełnym spokoju, wsiadłem do pociągu do Warszawy. Było to wieczorem 31 grudnia, pociąg jednakże od­ jechał dopiero w dzień Nowego Roku, o drugiej nad ranem.
Towarzyszyło mi wielu mężczyzn, każdy z nich uzbrojony. Było wśród nich kilku młodych ludzi, którzy na ochotnika zgłosili się do eskorty i towarzyszyli mi do Warszawy. Gdy dojechaliśmy do gra­ nicy, napotkaliśmy jedynie parę osób, był wczesny ranek, chyba szósta, i nie zauważyłem nic szczególnie interesującego.
Przybyliśmy do Kalisza, starego miasta, pierwszego, które chyba 4 sierpnia 1914 roku zostało prawie całkowicie zburzone. Ludzie dowiedzieli się, że przyjeżdżam, powitali mnie bardzo uroczyście. Zebrał się kilkutysięczny tłum, wygłoszono przemówienia.”

Podsumowując książkę czyta się z wielkim zainteresowaniem, „jednym tchem”, mimo iż skierowana jest do studentów muzyki (wyd. Polskie Wydawnictwo Muzyczne), przysporzy dużo wrażeń i czytelnikom, chcącym poznać biografię honorowego obywatela Poznania.
Serdecznie polecam.


                          Tablica ku czci J.I. PADEREWSKIEGO na poznańskim hotelu "Bazar".


Źródło:
Ignacy Jan PADEREWSKI "Pamiętniki 1912 - 1932" ("The Paderewski Memoirs") spisała Mary LAWTON, tłum. z angielskiego Andrzej PIBER Kraków 1992 r.
Zdjęcia: własne i www


wtorek, 8 września 2015

Podróżujemy po rejonie solecznickim - książeczka turysty.




                                          W czasie podróży po demograficznie polskiej części Litwy, jaką są Małe i Wielkie Soleczniki z pewnością przydatny będzie ten przewodnik, napisany otwarcie w trzech językach: litewskim, polskim i angielskim. Rejon niezwykle ciekawy ze względu na swoje polskie korzenie kulturalne. Malutkie (małe jest piękne) zabytki, wielkie historyczne postacie z historii Polski i Litwy.
Całość do pobrania tutaj: PDF i DjVu

sobota, 5 września 2015

Trocka Radziwiłłówna.

                       


                                         Tym razem dwie bajki trockie, przedstawiające postać magnatki Barbary (w domyśle Radziwiłłówny), pięknej i szlachetnej Pani wżeniającej się w królewski ród (w domyśle, wychodzącej za Zygmunta Augusta). Nie wszystko jest tu ujmująco proste, troszkę zagmatwane, a jednak lokalność baśni nadaje opowiadaniu charakterystyczny ton.

ŁABĘDZI MOSTEK

Przed, wielu laty w Trokach mieszkał bardzo bogaty magnat, który miał córkę Barbarę, bardzo piękną o złocistych, kędzierzawych włosach i dużych ciemnych oczach. Lubiła ona drogie stroje i biżuterię, a także uwielbiała rzadkie zwierzęta i ptaki.
Złotowłosa nie opuszczała żądnej uczty ani przyjęcia,gdzie wzbudzała powszechny zachwyt,
O jej urodzie i mądrości dowiedział się król dużego kraju. Spotykał on dziewczynę na przyjęciach i nie spuszczał Z niej oczu. Zawładnęło nim niezwykłe uczucie. Król zrozumiał że jestżakochany. Nic mu już nie było droższe nad Barbarę. Był wdowcem, więc postanowił się oświadczyć. Lecz surowe prawo wielkiego kraju nie pozwalało na małżeństwo króla "ż pannami niższego stanu. Barbara również gorąco pokochała władczego, przystojnego króla. W jej żyłach nie płynęła jednak królewska krew, toteż bardzo się bała nienawiści i zemsty znanych i wpfywowych magnatów. Ciemnooka ponadto się obawiała, że małżeństwo z władcą dużego państwa może spowodować wiele bólu, a nawet czyjąś śmierć.
Wszystko to jeszcze bardziej roznieciło uczucia miłosne króla, pałał do niej coraz większą miłością. Złożył więc wizytę w domu magnata i poprosił o rękę pięknej dziewczyny. Był gotów dla Barbary wyrzec się nawet korony.
Mądrą dziewczynę zaskoczyła ta decyzja króla. Zaproponowała mu:
- Królu, zrzeczenie się korony nie jest największym dowodem miłości Bardziej uwierzyłabym w nią, gdybym otrzymała w darze to, o czym od dawna marzyłam.
- Powiedz złotowłosa, jakiego daru pragniesz? -zapytał pośpiesznie władca dużego kraju. - Rzeknij tylko słowo, a wszystko będzie u twoich stóp.
- Słyszałam - zaczęła Barbara , że istnieje gdzieś królestwo, w którym ozdobą parkowych stawów są olśniewająco białe niezwykłej urody łabędzie. Wieczorami królowa w białej, haftowanej i ozdobionej szmaragdami sukni, przychodzi na pozłacany mostek i karmi te wspaniałe ptaki. Cały dwór podziwia ten widok. Królowa, a także uczestniczący w rytuale karmienia łabędzi dworzanie potem twardo śpią i cieszą się dobrym zdrowiem. Ową królowę nazywają Królową Łabędzi, a te wspaniałe ptaki - Ptakami Miłości, Nie żyją one jednak pojedynczo i nie żyją bpz wzajemnej miłości. -
- Jako władca dużego kraju, kochający cię bardzo podaruję ci parę łabędzi z tego królewskiego parku. I te bajeczne ptaki staną się ozdobą jezior trockich. A królowej łabędzi w zamian podaruję swój najpiękniejszy i największy szmaragd.
- Mój królu, w tym dniu, gdy łabędzie zakołyszą się na falach jezior trockich, odbędą się nasze zaręczyny - marzycielsko obiecała piękna dziewczyna.
Coraz bardziej zadziwia mnie Barbara myślał król w drodze powrotnej.
Po powrocie do królestwa natythmiast zwołał swych najlepszych posłańców, Wyjaśnił im swoje życzenie, obiecał cenną nagrodę temu, który odnajdzie królowę łabędzi ipotrafi otrzymać od niej parę wspaniałych ptaków.
Najodważniejszy, najsprytniejszy i najszybszy w jego pałacu był Tatar Azułat. Król darzył gó największym zaufaniem. Dał młodzieńcowi szmaragd, aby podarował go królowej łabędzi w imieniu Barbary.



I tym razem król się nie zawiódł. Młodzieniec wiele podróżował i z pewnej rozmowy dowiedział się o takim
królestwie. Szybciej niż wiatr Azułat dotarł do tego kraju, gdzie został zaproszony na dwór królewski. Przyjęła go osobiście królowa łabędzi Uważnie wysłuchała opowiadania o królu wielkiego państwa, o jego miłości do pięknej córki magnata, z przyjemnością przyjęła dar Barbary - duży szmaragd i obiecała spełnić prośbę. Azułat mógł obserwować rytuał karmienia łabędzi. Ta piękna scena bardzo wzruszyła młodzieńca,
Posłaniec otrzymał parę pięknych ptaków. Drogo zapłacił za łabędzie. A za szmaragd królowa podarowała Barbarze sznur pereł.
Król wielkiego kraju z niecierpliwością czekał swego posłańca. I oto pewnego wieczora powrócił Azułat do króla nie z pustymi rękami. W złotej klatce przywiózł on parę łabędzi, pięknych olśniewająco białych ptaków oraz dar królowej łabędzi - lśniący sznur pereł. Nastepnego dnia te drogie dary legły u stóp Barbary, co ją bardzo zaskoczyło. Piękna dziewczyna musiała spełnić swoją obietnicę.
Barbara potajemnie zaręczyła się z królem. Śmiały król nie mogąc jednak ukryć swej radości, ogłosił o swoim weselu. Magnaci i możnowładcy nie ważyli się sprzeciwić woli króla. W ten sposób Barbara została królową wielkiego i potężnego państwa. Podarowanym sznurem pereł kazała ozdobić koronę królewską. W tej koronie zjawiała się tylko na największe uroczystości i uczty. Wspaniałe ptaki miłości, których z każdym rokiem wciąż przybywało, piękna królowa kazała wypuścić na jezioru trockie.
Dziś starzy ludzie powiadają, że łabędzie, stanowiące ozdobę jezior trockich, wywodzą się właśnie z tej pary, z królewskiego parku w dalekim kraju. Powiadają jeszcze, że był też most, z którego Barbara karmiła piękne ptaki. Nie przetrwał on jednak do naszych czasów, ale starzy mieszkańcy do dziś nazywają to miejsce, gdzie był, mostem łabędzim.
*******************************************

SĘKACZ

Troki obiegła niezwykła wieść. Królowa Barbara przyjmie postów zagranicznych oraz inńe znane osoby na Zamku Trockim. W wielkiej sali ma się odbyć wspaniała uczta. Królowa chce zadziwić gości niezwykłymi, niewidzianymi smakołykami. Toteż kazano wszystkim kucharzom, województwa trockiego przygotować pójednej nowej smacznej potrawie. Czyja potrawa najbarcłżiej się spodoba królowej, temu przypadnie królewski dar.
Przybyli słynni kucharze wielkich móżnowładców, magnatów, dyplomatów i dygnitarzy. A znany kucharz państwa Ogińskich Maciej właśnie zachorował. Toteż z pięknego dworu, bielejącego nad jeziorem Galwe, do współzawodnictwa z wytrawnymi kuchmistrzami stawił się młody rudowłosy Józef. Wszyscy kucharze wiedzieli: jeśli królowej potrawa przypadnie do gustu, to można prosieć o wszystko. Królowa słowa dotrzyma. Młody kucharz Józef był gorąco zakochany w córce kamerdynera pana Ogińskiego, dziewczęciu o niezwykłej urodzie. Wielu chłopców ubiegało się o jej względy. Marzył też o niej Józef. Wybredna dziewczyna wsżystkini jednak odmawiała. "Gdybym jej wręczył prezent od samej królowej Barbary - wzdychał Józef to z pewnością nie odmówiłaby mi”.



Do konkursu młody kucharz przygotówal się zawczasu. Postanowił przyrządzić królewską sałatkę.
Bardzo drobno pokrajał różne warzywa i na srebrnym talerzu zalał je nadzwyczajnym sosem, którego tajemnicę znal tylko sam. Potrawę ozdobił kwiatami z warzyw i owoców. Smakowite danie przybrał tak po mistrzowsku, że przypominało ono ogródek kwiatowy. Sałatka była niezwykle
aromatyczna. Gdy nastał wieczór, którego miała się odbyć uczta, Józef z drżącym sercem wniósł swoje danie do dużej sali i ujrzał na stole mnóstwo różnych sałatek z mięsem, rybą ozdobionych kwiatami. Zmartwił się i pomyślał: “Może nawet nie zauważy królowa mojej sałatki, z pewnością nawet nie skosztuje”. Z rozmowy z innymi kucharzami chłopak się dowiedział, że królowa lubi słodycze, zwłaszcza ciastka i torty. Zawsze spróbuje każdego nowego smakołyku. Postanowił upiec ciastka. Przygotował nadzwyczajne ciasto, każdemu ciastku nadał kształt fantazyjnego, niespotykanego kwiatu. Ozdobił te smakołyki słodką lśniącą glazurą. Ułożył ciastka na paterze ze szkła weneckiego i udał się do dużej sali. A tu już cały stół był zastawiony. Lśniło mnóstwo kloszy zróżnymi ciastkami: sercami i księżycami, zwierzętami i ptakami, rybami i roślinami. Ciastka Józefa prezentowały się bardzo skromnie.
Chłopak mocno się zasmucił i nie wiedział, co począć. Daremne marzenia o darzei. Najwyżej, gdyby królowa przypadkowo skosztowała jego ciastka. Było to raczej wątpliwe.Wszyscy kucharze już kończyli przygotowywanie swoich dań. Józef samotny i przygnębiony siedział nad rozżarzonym paleniskiem i z braku innego zajęcia mieszał pozostałe cimto żelaznym wałkiem.
A gdyby tak upiec ciasto nad otwartym ogniem pomyślał chłopak. Zaczął więc nawijae ciasto na żelazny wałek, a potem go kręcić nad słabym ogniem . Jakże się zdziwił młody piekarz, gdy ciasto zaczęło się zapiekać przybierając fantastyczne kształty gałęzi i sęków. Józef spróbował kawałeczek tego, co upiekł. Ciasto było smaczne i bardzo aromatyczne.
Szybko zamiesił nowe ciasto, jeszcze aromatycznięjsze. Zaróżowiony od gorącego paleniska i wyruszenia piekł wciąż nowę “sęki”. Następnie ułożył je na bardzo dużej kryształowej paterze i jego dzieło stało się podobne do rozgałęzionego drzewa: Szybko pośpieszył do dużej sali... Nigdy nie oglądany, fantastyczny swój tort Józef postawił na środku zastawionego barwnymi przysmakami stołu i czekał. Jakże wolno się wlokły uciążliwe godziny... W połowie uczty do dużej sali zaproszono wszystkich, kucharzy. Jóżef zobaczył, że jego wspaniałe drzewo stoi tuż przed królową. Mocno zabiło serce młodego kucharza.
- “Za najlepszą potrawę uznany został sękacz, a ten, kto go upiekł, może prosić o dar królowę Barbarę ” - powiedział podczaszy.
- Serce chłopca zabiło jeszcze mocniej. Przypadł mu zaszczyt rozmowy z samą królową Barbarą, tak piękną i podobną do ukochanej dziewczyny. Józef wiedział, że może prosić o ziemię i mnóstwo pieniędzy. Dzięki temu mógłby nie pracować i żyć w dostatku. Ale chłopak powiedział:
Wasza Wysokość, proszę o pierścień z Pańskiej ręki i sznur pereł z Pańskiej piersi.
To rzekłszy Józef przestraszył się, gdyż w sali zaległa martwa cisza, a królowa oblała się rumieńcem.
- A dlaczego pragniesz moich klejnotów? - Zapytała królowa Barbara
- Chcę złożyć je w darze ukochanej dziewczynie, Wasza Wysokość, Jest ona tak piękna jak Pani.
Śmiałe i szczere słowa spodobały się królowej. Zdjęła swoje słynne perły, pierścień z palca i wręczyła młodemu kucharzowi.
- Cóż, życzę szczęścia tobie i twojej ukochanej. A źe miłość cenisz bardziej niż bogactwo, mianuję ciebie królewskim kuchmistrzem.

Podobno na weselu swego nowego kucharza była też sama królowa Barbara W dowód wdzięczności Józef przygotował nowe danie z nadziewanych gołębich jaj. I nazwał je " sznurem pereł królewskich”.



Źródło:
1)ś.p. Halina BOGDEL "Legendy i baśnie Trok" Troki 1996 r.
2) © zdjęcia w całości z Trok (wakacje)

wtorek, 1 września 2015

Kazys BORUTA

                             Dziś o człowieku, literacie, którego z wielką uwagą przytaczają: Czesław MIŁOSZ i Tomas VENCLOVA. Kilka wierszy oraz biografia po polsku i po litewsku. Wiersze przyciągnęły moją uwagę dzięki tematowi - jest to cykl Kazysa BORUTY pod wspólnym tytułem "Baltija"... Przetłumaczył je na język polski Czesław MIŁOSZ...a biografię wyciągnąłem z świetnej książki T. VENCLOVY.

Z WIERSZY BAŁTYCKICH

przekład z Kazimierza Boruty

Krajobraz bałtycki

Słońce o wietrznym wieczorze
utonęło w bałtyckich morzach.
Poławiacze bursztynu na Bałtyk
wypłynęli, aby słońce łowić.

W nocy Bałtyk szumiał pianą siną.

Rano wieźli do brzegu rybacy
słońce w czółnie pełnym bursztynu.

BALTIJOS PEIZAŽAS
 
     Saulė vėjuotą vakarą
     nuskendo Baltijos mariose.
 
     Gintaro žvejai į Baltiją
     išplaukė saulės žvejoti.
 
     Per naktį nerimo Baltija.
 
     Iš ryto žvejai į pakrantę
     vežė saulę gintaro valtyje.



Miłość z daleka

Tylko z daleka kochać można ciebie,
z bliska - ty jesteś jak bałtyckie wody.
Miłości pokos odrastał w nas bujnie,
póki nas dzielił i czas, i przygody.
Spotkałem ciebie: i jesteś chmurna,
to jakby pokosu żółknącego żal.
I prawda stąd, jak ogień groźna:
Tylko z daleka kochać ciebie można.

 MEILĖ IŠ TOLO
 
     Tave mylėti tegalima iš tolo.
     Arti tu tokia kaip Baltija.
     Tik todėl, tur būt, toks meilės atolas
     atžėlė tada, kai nesimatėme.
 
     Kai sutikau: nesava truputį.
     Lyg gaila gelstančio atolo.
     Todėl teisybė: tegu ir rūsti:
     tave mylėti tegalima iš tolo.




Kobieta z bałtyckiego brzegu

Ty jesteś jak Dźwina,
ty jesteś jak bałtycki brzeg,
gdzie sosna smolista rudy pień wygina
i dzwoni w chmurach wichury jęk.

Ty moja sosna nad brzegiem mórz,
dlatego wieńczy ciebie wichrów wieniec
i poeta, który rozumie,
że życie piękne - tylko w wichrów szumie.
Dlatego tobie ta miłość moja
jak wicher szumi. I echo pieśni
z pomorskich wiatrów przemocą wydarte
i jak wiatr - rozwiane.

 MOTERIS BALTIJOS KRANTO
 
     Tu tokia, kaip Dauguva.
     Tu tokia, kaip Baltijos krantas,
     kur pušys smalingos auga
     ir vėjas vėtras iš marių tramdo.
 
     Tu mano pušis ant marių kranto,
     todėl tau tinka vėtrų vainikas
     ir poetas, kuris supranta,
     kad be vėtros niekai viskas.
 
     Todėl tau mano meilė kaip vėtra
     ir dainos — jų aidas
     iš pamario vėjų išplėštas
     ir — kaip vėjas — palaidos.


Pieśń wiatrów bałtyckich

Śpiewał Bałtyk z wiatrami,
z wichrami śpiewać będzie.

Gorzka dola nas gnie i łamie,
w żniwa burze wybuchną wszędzie.

Dzwoń w pomorzach
wolna
jak Bałtyk
pieśni.
Zadrży kraj pobałtycki w czasy żniw,
podczas żniw zadygocą pola.
Perkunja
Perkunja
Perkunja
klaśnij w świat błyskawicą grzyw,
chmurą grzmij po lasach i rolach.

Dzwoń w pomorzach wolna
wolnych huraganów pieśni.

BALTIJOS VĖJŲ DAINA
 
     Dainavo Baltija su vėjais.
     Su vėtrom Baltija dainuos.
     Rūstusis vargas dainas sėja,
     pjūtis ateis perkūnijos aiduos.
 
     Skambėk Pabaltėje
     laisva
     kaip Baltija
     daina.
 
     Per piūtį sudrebės Pabaltija.
     Per piūtį sudrebės laukai.
     Perkūnija!
     Perkūnija!
     Perkūnija!
     Per ilgai mes tavęs nematėme.
     Per ilgai mūs neaplankai.
 
     Skambėk Pabaltėje laisva
     laisvų perkūnijų daina.


 
Boruta Kazys (1905-1965), litewski poeta, prozaik, publicysta. Uro­dził się w Kułakach (Kūlokai) pod Mariampolem (Marijampolė). Uczył się w Mariampolu, następnie studiował literaturę, historię i filozofię na uniwersytetach w Kownie, Wiedniu i Berlinie. Wyznawał poglądy radykalnie lewicowe (był eserowcem), występował przeciwko autorytarnym rządom  —► Antanasa Smetony, później -przeciwko reżimowi hitlerowskiemu i sowieckiemu. W l. 1927-1931 - emigrant polityczny. Był członkiem grupy literackiej, skupionej wokół lewicowego czasopisma „Trečias frontas”, ale prezentował indywidualną postawę. W1. 1933-1935 był więziony, zwol- niony na mocy amnestii.
Po odzyskaniu Wilna przez Litwę Boruta zamieszkał w stolicy. Peł­nił obowiązki dyrektora Muzeum Literatury (1941 i 1945-1946), podczas II wojny światowej zajmował się ratowaniem rękopisów lituanistycznych, pracował nad antologią tysiąca poetów litewskich. Przyczynił się do ratowania Żydów. Sporo pisał o Wilnie („My zaś - bezdomni-/w Wilnie / jak nigdzie indziej / bylibyśmy w domu”). W 1946 r. został aresztowany przez Sowietów, oskarżony w procesie —Jonasa Noreiki, skazany na pięć lat więzienia pod zarzutem zatajenia przed władzami informacji o działalności ruchu oporu. Więziony w Wilnie, w 1949 r. amnestionowany, został objęty zakazem druku, tłumaczenia musiał podpisywać cudzymi nazwiskami (tłumaczył głównie klasyków zachodnich). Dopiero w 1957 r. ponownie został przyjęty do Związku Pisarzy. Był krótko żonaty z —> Jadvygą Čiurlionytė.
Zmarł w Wilnie, pochowany został na cmentarzu na Rossie.
Boruta starał się kreować wizerunek autentycznej osobowości, romantycznego buntownika niepotrafiącego przystosować się do otoczenia. Nonkonformista, który drogo płacił za własne przekonania, wywierał wpływ na swoich współczesnych i na młodszą inteligencję nie tyle swoją twórczością, ile osobistym przykładem. Wysoko cenione są jego wczesne wiersze; jeszcze w 1. 1933-1936 tłumaczył je na język polski —► Czesław Miłosz, który tak powiedział wtedy o Borucie: „Świeżość i samodzielność jego sztuki stawia go na równym poziomie z najlepszymi poetami Europy”. Natomiast szerzej znana jest proza Boruty, zwłaszcza folklorystyczna powieść Baltaragio malunas (1945, wyd. poi. Młyn Bałtaragisa, 1986). Jej
nakład został skonfiskowany tuż po wydaniu. Powieść ta, długo zakazana przez sowiecką cenzurę, została przetłumaczona na wiele języków (w tym na islandzki), na jej podstawie stworzono przedstawienie dramatyczne, balet oraz popularny film fabularny.

Stronka www litewska szerzej przedstawiająca postać i twórczość: tutaj



Źródła:
* zdjęcia : sieć i własne
* 1) Czesław MIŁOSZ "Wiersze wszystkie" Kraków 2011 r.
* 2) Tomas VENCLOVA "WILNO. Przewodnik biograficzny" Warszawa 2013 r. (tyt. lit. "Vilniaus vardai")